Wyobraziłem sobie taką zabawną sytuację w Polsce. Kaczyński po kolejnych przegranych wyborach rozsiewa w mediach oraz wiadomościach na twitterze i facebooku informację, że nastąpiło masowe fałszerstwo wynikające z formuły głosowania korespondencyjnego. Pomimo składanych protestów wyborczych żaden z sądów nie przyznaje mu racji, więc z trybuny przed tłumem sugeruje, że ostatnią szansą na sprawiedliwość jest szturm na budynek sejmu na Wiejskiej.
Ludzie wdzierają się do środka pomiędzy bezradną strażą marszałkowską oraz policjantami. Lecą cegły, słychać strzały. W tłumie są nie tylko przypadkowe osoby, ale również grupa uznanych muzyków jak Marek Piekarczyk. Po wdarciu się do gmachu sejmu na miejscu marszałka zasiada człowiek żubr z twarzą wymalowaną na jak na meczu polskiej reprezentacji, który przy okazji jest szamanem sekty ludzi wierzącej w to, że Tusk wraz z Kopacz przewodzą grupie kanibali, którzy mordują dzieci, by zachować młodość. Parlament udaje się odbić pokojowo, choć memy z tego zdarzenia okrążają cały świat. Odnajduje się także skradziony w trakcie szturmu laptop marszałka sejmu, o którego znalezieniu informują pracownicy rosyjskiego wywiadu wojskowego.
Po chwili zamieszania oraz w odpowiedzi na zdarzenia w komunikacie do pracy Ziobro stwierdza, że szanuje wynik wyborów oraz gratuluje Czarzastemu i lewicy wygranej. W ślad za nim gratulacje składa Mateusz Morawiecki. W mediach upowszechnia się informacja, że obaj przestali odbierać telefony od Kaczyńskiego oraz spokojnie przygotowują się do przekazania władzy swoim następcom. Nie cieszą się z tego faktu, ale powtarzają, że trzeba szanować prawo polskie. Co więcej, cały klub parlamentarny PiS przyznaje, że choć wyniki wyborów są niejednoznaczne, głosowanie korespondencyjne budzi wiele kontrowersji oraz wynik tych wyborów ich nie satysfakcjonuje, to wartości demokratyczne są dla nich najważniejsze. Przyjmują więc wynik wyborów, w którym tracą władzę w kraju i ze spokojem przekażą ją swoim następcom z lewicy.
Gdy Kaczyński traci możliwość komunikowania się ze światem przez twittera oraz facebooka, a pornhub wydaje oświadczenie, że gdyby wspomniany miał u nich konto też by go zbanowali, po wstępnej ekscytacji mediów żerujących na sensacji, grupka z klubu lewicy wydaje oświadczenie, że jest to w sumie zamach na wolność słowa i choć Kaczyńskiego trzeba osądzić i postawić przed trybunałem stanu, to samo zdarzenie tworzy medialny precedens. Na chwilę przed odejściem z urzędu od Kaczyńskiego odchodzą ostatni przyboczni oraz najbliżsi współpracownicy. Nikt się nie burzy, że ostatnie orędzie Kaczyński wygłasza wykorzystując do tego strony rządowe. Pozwalają mu ze spokojem wymieniać najważniejsze osiągnięcia jego rządów. Osiągnięcia oczywiście głównie w jego subiektywnej ocenie.
Gdy następuje zmiana i Czarzasty udaje się celem zaprzysiężenia na lotnisku Okęcie odbywa się pożegnanie Kaczyńskiego. We wszystkich telewizjach widać kołującego Jaka 40 w narodowych barwach, który ma odwieźć go do domu w Bieszczadach na zasłużony wypoczynek. W tle tej transmisji leci kawałek napisany przez Paula Ankę, a wykonywany przez takich geniuszy sceny jak Elvis Presley czy widoczny tu Frank Sinatra. Frank zwykł zaczynać ten kawałek słowami „we will now do the national anthem”, co jest dość symptomatyczne zarówno wczoraj jak i dziś. A o czym to tekst?
Regrets, I’ve had a few
But then again, too few to mention
I did what I had to do and saw it through without exemption
I planned each charted course, each careful step along the byway
And more, much more than this, I did it my wayYes, there were times, I’m sure you knew
When I bit off more than I could chew
But through it all, when there was doubt
I ate it up and spit it out
I faced it all and I stood tall and did it my wayI’ve loved, I’ve laughed and cried
I’ve had my fill, my share of losing
And now, as tears subside, I find it all so amusing
To think I did all that
And may I say, not in a shy way
Oh, no, oh, no, not me, I did it my wayFor what is a man, what has he got?
If not himself, then he has naught
To say the things he truly feels and not the words of one who kneels
The record shows I took the blows and did it my way
Trochę surrealizm, co nie? No to tak właśnie wygląda amerykańska demokracja. Gdy przyjdzie Ci do głowy ją krytykować pomyśl czy nie czułbyś się dziwnie żegnając w ten sposób Kaczyńskiego, Dudę, Morawieckiego czy Ziobrę. Ciężko? To doskonały miernik tego jak bardzo oderwaliśmy się od prawa, demokracji, dobrego obyczaju czy w końcu umiłowania dla Polskości. Bez wątpienia można przyjąć, że Donald Trump, pomimo tak symbolicznego pożegnania, będzie postawiony w stan oskarżenia. Frank Sinatra kończył tym utworem karierę na scenie, choć jak się później okazało wrócił jeszcze do koncertowania. Tego, w przypadku Trumpa, najbardziej obawiają się demokraci i zapewne też jakaś duża część republikanów.
Czy to był dobry prezydent dla Stanów Zjednoczonych? Na pewno kontrowersyjny. Co do gospodarki czy pozycji USA – czas pokaże. Na pewno w jednym dotrzymał słowa i nie wplątał Ameryki w żadną nową wojnę. O ocenach gospodarczych jego prezydentury przyjdzie jeszcze czas napisać, bo program Joe Bidena to powrót do założeń prezydentury Obamy. Na odkręcenie założeń MAGA wdrożonych w gospodarce zostało mu relatywnie rzecz biorąc mało życia. Zmian jakie wydarzyły się w USA przez ten czas jest tak wiele, że o przywróceniu status quo można już raczej zapomnieć. Na szczęście.