Przetoczyło się przez internet już święte oburzenie niemiecko-izraelskie, potem ogólnorynkowe zaskoczenie premierą i w końcu typowo polska konstatacja „ojtam ojtam, taki tam Rammstein”, „Laibach robi to lepiej” czy „Die Krupps na Fatherland pojechali bardziej”. Czytałem te wszystkie komentarze moich światłych kolegów niedowierzając własnym oczom. Kilku muzyków, ludzi kultury i krytyków prasowych. Może zbyt dużo spędziłem czasu z artystką malarką, przez co mam trochę bardziej zryty beret niż reszta moich kolegów, ale spłaszczenie tej premiery do kolejnego zespołu budującego swój wizerunek na kontrowersjach jest dla mnie nadużyciem. Mogą pozwolić sobie na to głównie profani, do których ten obraz nie trafia przez ograniczenia poznawcze albo intelektualne. Choć szczerze mówiąc chyba najbardziej dotknęła mnie dość powierzchowna analiza pewnej Pani Profesor, która krąży ostatnio po necie.

Tak więc po kolei. Osią obrazu i punktem spajającym wszystkie historie jest Germania grana tu przez Ruby Commey, czarnoskórą aktorkę bez grama europejskich rysów. To, że na rolę Germanii została wybrana murzynka o negroidalnych rysach twarzy nie jest przypadkowe. Afryka w cywilizowanej Europie od zawsze uważana była za synonim dzikości, zwierzęcych instynktów ale również zacofania i pierwotności człowieka. Rasa negroidalna uważana jest przez genetyków wręcz za najstarszą warstwę ludności świata. To, że ta dzikość w pierwszym kadrze ścina głowę człowieka i niesie ją przez epoki jest symboliką, której nie muszę chyba nikomu po powyższym wywodzie dalej tłumaczyć. Pierwszym zresztą, które próbuje z tą dzikością walczyć jest Cesarstwo Rzymskie. Nie oszukujmy się – Germania w czasach Oktawiana Augusta(czyli jej podboju przez Cesarstwo Rzymskie) była prymitywna, plemienna i zacofana.

Germania (rozumiana tu przez symbolikę przedstawioną powyżej) przewija się przez wszystkie epoki i każdorazowo jest albo aktywnym uczestnikiem dziejów (czasy Karola Wielkiego, gdy upojona wojną z ekstazą obserwuje piękno rycerskiej śmierci w swoim symbolizmie – trzy miecze przeszywające pierś), albo ich suflerem (okres hitlerowski czy NRD). Tam gdzie Germania staje się aktorem czasów wpływa na losy otoczenia – z radością rozdaje kastety, by obserwować wewnętrzny konflikt (okres międzywojnia) otaczając się tłumem, który kibicując sypie pieniędzmi. Germania występuje również jako bogata, skrępowana złotem. Prowadząc swoje pieski na smyczy ochraniana jest przez policję. Staje się też zakładnikiem lewicowych terrorystów Frakcji Czerwonej Armii (lata 70).Ważne są zestawienia scen w których z pozoru jest nieobecna – płonącego stosu świętej inkwizycji oraz palących książki żołnierzy SA – oba z nich są skutkiem jej wcześniejszych działań. W obu przypadkach na stosie płonie oświecona myśl ludzka. Po obu scenach czas się zlewa w jeden obraz i kościół wraz z bojówkami SA wita się w braterskim uścisku. Kościół pojawia się tu dwa razy – wcześniej żywi się na ciele (dzikiej) Germanii, pod którym przewijają się postacie w przebraniach BDSM. Dzikość jest tym, co oddziela pazerny kościół od pierwotnych popędów człowieka. Na jej ciele żywią się oba byty i poprzez nią stają się swoimi zwierciadlanymi odbiciami. 
Przez cały klip przewija się jeszcze szereg obrazów niezależnych – pochód przemysłowców w tle z płonącym Hindenburgiem, którzy za chwilę podpalą świat. Orgia z wątkiem homoseksualnym w scenerii NRD z walącym się sufitem. W detalach znaleźć można kopalnię analogii do historii Deutschlandu.

Symbolizm w pełnym tego słowa znaczeniu pojawia się w drugiej połowie klipu, gdzie Germania zostaje odnaleziona przez ludzi przyszłości. Pojawia się w ciąży, z jeleniem przy boku (warto sprawdzić symbolikę choćby u Kopalińskiego) oraz 6 kamiennymi głowami – każda z nich symbolizuje jedną z epok wskazanych powyżej. W kolejnej scenie w trakcie porodu przewija się szeroki pochód wszystkich epok i wszystkich postaci. Poród odbierany jest przez naukowców przy asyście duchownego odzianego w kardynalskie szaty, już bez wskazania na wyznanie (biret bez pomponu). On zresztą w trakcie porodu pokazuje „palec boży”. Germania rodzi psy, małe szczeniaki, które zgodnie z bogatą symboliką mogą oznaczać zarówno wierność i ślepe przywiązanie jak i niewinność, która wychowana przez nieodpowiednich ludzi (a wychowawcami zostaną tu naukowcy) zaprogramowana zostanie do konkretnego celu. Jest to o tyle przejmujący obraz, że w Niemczech patryjotyzm wyraża się między innymi w „ordnung muss sein”. Zaszczepiony niczym u wychowywanego psa był tym, czym tak ochoczo tłumaczyli się zbrodniarze wojenni w Norymberdze, spotykając się z niezrozumieniem reszty świata. Wierność i posłuszność Germanii w oczach reszty świata odczłowieczyło ich na tyle, by bezrefleksyjnie stać się uczestnikiem nawet największych zbrodni.

Ktoś może spytać „no i co z tego wszystkiego?”. Wiele. Teledysk w warstwie obrazu i tekstu koresponduje bardzo mocno z powszechną naturą człowieka. Narrator, poprzez identyfikację z narodem lub państwem, kocha ten konstrukt pojęciowy jakim jest „deutschland”, choć w rzeczywistości jest zawsze jego bezpośrednią ofiarą. Wychowani w miłości do ojczyzny, starając się pozostać ludźmi z krwi i kości zderzamy się w końcu z tym, co gwarantuje nam przynależność kulturową, gdy tylko damy jej wolną rękę i prawo władzy nad nami. Gdy tylko pozwolimy jej urwać się ze smyczy naszej wolności i wzrosnąć, by nami rządziła lub prowadziła. Jest ekstraktem pierwotnej dzikości i prymitywizmu, który napędza naszą historię zawsze, gdy otrzyma zbyt wiele swobody.

Dziś świat, w którym moglibyśmy być poza nawiasem tej pierwotnej siły, w której się zrodziliśmy, to świat szczeniaków, które zrodziła religia i nauka, choć wychowają ją już tylko naukowcy. Szczeniaków możliwych do ukształtowania w dowolny sposób, a gdy pozostawionych sobie wracających do swojej natury. Możemy ją odrzucić (patrz. ostatnie kadry), ale poza kadrem, w wyniku sumy powyższego, czy ten stechnicyzowany, odarty z pierwotnych instynktów świat na pewno będzie lepszy?

Rammstein, wykorzystując wers z hymnu, który mimo upływu lat śpiewany jest w Niemczech z lekkim rumieńcem na twarzy, w skomplikowaną mozaikę historyczną wkomponował wątek trudnej miłości do ojczyzny. „Deutschland – mein Herz in Flammen | Will dich lieben und verdammen”. Rammstein jest zespołem, który gra koncerty przez które przenoszona jest duża część jego działalności artystycznej. Mogą z powodzeniem na koncertach śpiewać w tym miejscu nazwę kraju, w którym aktualnie grają koncerty, czyż nie? Zdziwiłoby mnie, gdyby w Polsce w trakcie koncertu niebawem nie zaśpiewali zmienionego tekstu „Polen Uber allen”, bo to historia uniwersalna i uniwersalny prztyczek w nos dla każdego. 
Z drugiej strony potomek germańskich oprawców, przed kilkudziesięciotysięczna grupą Polaków wysławiający trudną miłość do ojczyzny odnosząc się jednocześnie do swojej trudnej historii. Pokazujący w swoich mrocznych historiach, ciemne karty historii każdego kraju, któremu gdy damy zbyt wiele miłości zniszczy nas bez grama litości. Historia, którą przetestowaliśmy w każdym zakątku Europy i w każdym narodzie aż za dobrze. Potomek hitlerowców, którzy wiedzą o skutkach ślepej miłości do ojczyzny nie mniej od nas, mówiący o tym ze sceny brzmi jest bardziej wyrazisty od kapłana jakiejś globalnej religii odnoszącej się do ukrytych cech człowieczeństwa.

To za ten zabieg artystyczny Rammstein stał się u mnie zdarzeniem artystycznym wykraczającym poza ramy swojego czasu i muzyki rozrywkowej, choć jak rozumiem nie było jeszcze ani jednego koncertu, na którym chłopaki mieliby możliwość zaśpiewać. Po szybkiej reakcji środowisk żydowskich żywię głęboką nadzieję, że Rammstein będzie miał okazję grać koncerty z tym setem także w Izraelu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *