Wszystko zaczęło się niewinnie, od niezręczności dyplomatycznej polegającej na zaproszeniu Rabina Michaela Schudricha na obchody 75-lecia Brygady Świętokrzyskiej. Ten, po chwili namysłu odpowiedział, że zaproszenie uważa za osobistą zniewagę i oczywiście się na wskazane obchody nie wybiera. Tyle wystarczyło, by po internecie poniósł się zgrzyt pękającej kry lodowej, na której wszyscy płyniemy. Jak zawsze też przy takiej okazji pojawiły się też grupki aktywistów, którzy przekrzykując się hasłami na temat skrajnych odcieni szarości powodowali, że ta tafla lodu pod naszymi stopami z większą ochotą ulega entropii.
Zaproszenie Rabina na obchody Brygady Świętokrzyskiej było oczywistą niezręcznością, choć w umyśle osób nie do końca znających arkana kultury politycznej (czyt. „Dyplomatołków”) pewnie miało jakiś sens – wszak ostatni element szlaku bojowego znaczony był wyzwoleniem Aussenlager Holleischen, podobozu KZ Flossenburg, z którego uratowano ok. 700 kobiet z Polski i Rosji będących w istotnej części wyznania mojżeszowego. Osobista zniewaga w odczuciach Rabina wynikała jednak z faktu, że BŚ przypisuje się kolaborację z Niemcami i, zgodnie z typową narracją Izraela, kolaboracja = przyjaźń, przyjaźń = udział w holokauście, udział w holokauście = Polacy mordowali Żydów. „Czas to pieniądz, pieniądz to forsa, forsa to grunt, grunt to ziemia, ziemia to matka, matka to anioł, anioł to stróż a stróż – to dozorca” – powiedział kiedyś Tytus De Zoo. Doprawdy, nigdy nie zrozumiem, dlaczego grzech uogólnienia nigdy nie został uznany przez Kościół Katolicki za ciężki.
Szukając kilka lat temu w archiwach informacji na temat brata mojej babci trafiłem na wątki Brygady Świętokrzyskiej. Musiałem sprawdzić część informacji, bo istniało dość duże prawdopodobieństwo, że mój zaginiony przodek zdezerterował z AL zasilając szeregi partyzantki. BŚ zanim dokonała relokacji z okolic Radomia po równo obdzielała razami zarówno Niemców jak i Rosjan. Z pasją likwidowała dywersantów AL zrzucanych na spadochronach za linią frontu traktując ich jako największe zagrożenie dla znanego im porządku. Ci w końcu odpowiedzialni byli między innymi za organizowanie przyczółków oporu komunistycznej partyzantki, batalionów chłopskich czy w końcu struktur dla przyszłej polski socjalistycznej. NSZ, pod który podlegała Brygada Świętokrzyska, wywodził się z ruchów narodowych tradycją odwołującą się do międzywojnia i wszystkich mitów założycielskich przyszytych mu przez ludzi pokroju Romana Dmowskiego. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że Brygada Świętokrzyska była jednym z najbardziej niedostosowanych tworów podziemnych swojego czasu. W chwili, gdy Europa tak naprawdę miała tylko trzy kraje (III Rzeszę, Związek Radziecki i Aliantów) BŚ zatrzymało się mentalnie 17.09.1939, gdy Rzeczypospolita do wojny z Niemcami musiała radzić sobie z nowym wrogiem, czyli Związkiem Radzieckim. Przesuwający się front doprowadził do sytuacji, w której kołderka wyborów uległa dramatycznemu skróceniu. Można było zachować się jak Armia Krajowa i po nieudanym powstaniu znaleźć się poza linią frontu tylko po to, by dać się wymordować NKWD lub rozważyć zawieszenie broni z jednym z wrogów. Narracja, w której towarzysze radzieccy wcale nie byli tak miło witani w Polsce wcale nie była też tak rzadka w społeczeństwie – w listach z frontu poszukiwany przeze mnie brat babci pisał nieraz, że „dziś jeszcze gonimy Niemców. Do samego Berlina! Ale za chwilę będziemy wracać i wtedy trzeba będzie gonić tych naszych towarzyszy radzieckich”. Za pisanie takich rzeczy w prywatnej korespondencji zakończył zresztą swój szlak bojowy w karnej kompanii.
Brygada Świętokrzyska porozumiała się z Niemcami. Było to, jak powiedział prof. Paczkowski, wejście w kontakt taktyczny. Kokietowana przez Hitlerowców (bo takie rzeczy jak dozbrajanie jej, karmienie, prawo transferu za linię frontu, opieka medyczna dla rannych czy w końcu rozlokowanie jej w pięciu wsiach w Sudetach są faktami historycznymi) i jednocześnie wodząca ich za nos (bo faktem jest również to, że Niemcy zrzucili na spadochronach ok. 60 członków BŚ na tyłach frontu w celach dywersyjnych, które to zgodnie z rozkazem, po przedostaniu się zasiliły od razu komórki NSZ przechodząc pod ich komendę). Bliżej temu było do zawieszenia broni, niż jakiejkolwiek współpracy, bo żołnierz niemiecki nigdy nie walczył ramię w ramię z Polakami, na co jasno wskazują tu wszystkie źródła historyczne. Można powiedzieć co najwyżej, że dwóch wrogów uznało, że dla obu większym problemem jest ZSRR, dlatego wzajemne animozje odkładają póki co na bok. Dla BŚ wzmacnianie swoimi działaniami wyraźnie silniejszego wroga (ZSRR) było by politycznym błędem, dlatego lepiej było stać z boku tej walki gigantów i liczyć na ich wzajemne wykrwawienie. BŚ w pewnym sensie powtórzyła historię sanacyjnego rządu Becka, który lawirując w relacjach z Niemcami szukał porozumienia, które odwróci ich uwagę ku zachodowi lub sowieckiej Rosji.
Dziś, gdy ktoś mówi mi o Brygadzie Świętokrzyskiej, mam przed oczami ostatnie duchy tej II Rzeczypospolitej, które starają się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nie ma już zagrożeń, do których przez całe lata 30 Polska starała się przygotować. Nie ma stolicy kraju. Nie ma większości dzieł sztuki. Nie ma też 6 milionów Polaków. Średnio co 5 obywatel zniknął w zawierusze wojny. Nie ma w końcu i II Rzeczypospolitej. Kilkadziesiąt tysięcy jej żołnierzy stoi po stronie aliantów, bez realnych szans na powrót do kraju. 250 tysięcy Polaków, które zostały przymusowo wcielone do Wehrmachtu są w obozach jenieckich lub w drodze na Syberię. Na ziemiach polskich sankcjonuje się PRL, twór zależny od Związku Radzieckiego. II Wojna Światowa, która trwała tylko rok dłużej od obecnej kadencji prezydenta w Polsce wywróciła świat wartości, w jakich żyli ówcześni, do góry nogami.
A jak się zakończyła ta historia? By zmazać z siebie to odium pozornej współpracy z Niemcami dowodzący BŚ wydał rozkaz do wyzwolenia Aussenlager Holleischen. Biorąc do niewoli 200 osób ekipy obozowej i przekazując ich Amerykanom jednostka została uznana za struktury partyzantów. Pomimo wielokrotnych żądań ze strony ZSRR alianci nigdy nie przekazali jej członków radzieckim (choć, nota bene, byli do tego zobowiązani na mocy łączącego ich traktatu). Wpływ na tą decyzję miał zarówno fakt, że BŚ podległe NSZ było traktowane jako siły zbrojne polskiego rządu w Londynie jak i (prawdopodobnie) fakt posiadania podwójnego agenta w strukturach Gestapo (dziś wskazywanego głównie jako agenta gestapo – Huberta Jury).
Patrząc na to co powyżej jestem zdziwiony, że Rabin nie zaprotestował w jedynej pewnej i nie podlegającej w tej historii rzeczy. NSZ wywodził się korzeniami z członków m.in. Stronnictwa Narodowego. Dmowski, będący na orbicie każdej organizacji o korzeniach narodowych uważał za tożsame pojęcia Żyda i Masona (celowo nie piszę, że był antysemitą, bo akurat żydów z nizin społecznych traktował z atencją). Położył jednak kamień węgielny pod pojęcie antysemityzmu w Polsce, które w różnych formach i miejscach sobie pączkowały. Tak samo jak antyszczepionkowcy, przerażeni NWO, płaskoziemcy i kilka innych wynalazków obecnej epoki nadwyżki informacji. To jedyna rzecz, w której Rabin Michael Schudrich (nota bene obywatel kraju, dla którego Niemcy są trzecim największym partnerem pod względem Importu i 9 eksportu), mógł otwarcie tutaj protestować.
Myśląc o Brygadzie Świętokrzyskiej lubię przypominać sobie historię pewnego wozu pancernego, którego dociekliwy amator historii odnalazł w jednej ze stodół gospodarczych na polskiej wsi. Wóz pancerny został wyprodukowany we Francji, z której po jej upadku został przetransportowany do Niemiec by zasilić nowo tworzoną brygadę SS. Do zarządzania tą jednostką oddelegowano Austryjaków. Ci, mając za podkomendnych Czechów, Belgów i Duńczyków nie byli skłonni do inwestowania w sprzęt potrzebny na froncie – wszak brygada odpowiadała za utrzymanie porządku na ziemiach okupowanych, dlatego trafiał do niej sprzęt z przysłowiowego „demobilu”. Był i tak wystarczająco dużym wyzwaniem dla partyzantów uzbrojonych niejednokrotnie w broń ręczną i granaty. Do stodoły gospodarza sprzęt trafił po tym, gdy połączone siły Armii Krajowej, spadochroniarzy Armii Ludowej, Batalionów Chłopskich i narodowców z NSZ rozgromiły tą multikulturową jednostkę SS. Połączył ich wspólny interes, bo jednostka ze względu na silne uzbrojenie trzymała w szachu wszystkich powyżej i jedynie wspólna akcja gwarantowała odblokowanie regionu. Kilka dni po udanej akcji wszyscy wrócili do normalności zwalczając się bezlitośnie. Ponad AK, BCh, AL i NSZ stały różne ideologie, które nie pozwalały Polakom walczyć wspólnie ramię w ramię.
Patrząc dziś na krajobraz przedwyborczy mam wrażenie, że powtarzamy pewną historię, gdzie różne ideologie tworzą nam zwalczające się stronnictwa. Do czasu, aż nie pojawi się nam tu jednak wspólny wróg we francuskim lub rosyjskim wozie pancernym nikt nie będzie skłonny do współpracy by ratować Rzeczypospolitą. Bo Polska, to kraj ludzi wierzących. W Boga lub idee. Jesteśmy skłonni za nie poświęcić życie swoje lub innych.
Z tej perspektywy pragmatyczna postawa BŚ wychodzi na ostatnich racjonalnych ludzi swojej epoki przełamujących typowo polskie stereotypy i wady. Bo pragmatyzm nigdy nie był naszą cechą narodową.