Z czego znasz Japonię? Że kraj kwitnącej wiśni? Też, z całą pewnością. Prócz tego sushi, samuraje, Fukushima, technologia, śmierć z przepracowania jako nowoczesna wersja harakiri i kilka innych egzotycznych, dla nas trudnych do zrozumienia rzeczy. Jest jednak jedna rzecz, której o Japonii prawdopodobnie nie wiesz, a wszyscy moglibyśmy się z niej czegoś nowego nauczyć. To sztuka naprawiania starych drogocennych waz.
Jesteśmy dzień po wyborach, które z jakiegoś powodu przyjęło się uznawać za wyjątkowo ważne. Bo to niby ostateczna próba sił przed jeszcze bardziej ostateczną batalią w wyborach parlamentarnych. Ostatni oddech przed bitwą, po której czeka nas apokalipsa albo jeszcze jedna ostatnia szansą na normalność. Mało kto ze znanych mi współplemieńców Polaków zauważył, że to zdanie powyżej jest spoiwem wszystkich opcji politycznych, które brały udział w tym zamieszaniu. „O Sancta Simplicitas”. Gdyby polityka była tak prosta.
Jesteśmy dzień po wyborach, gdzie poddziadziały frustrat z kotem bronił przewagi swojej ilości lajków nad grupą równie parszywych kreatur, które by chciały na tym wyborczym Instagramie przeskoczyć go w ilości followersów. Spytam, bo to trochę otwiera oczy – lubisz być cudzym narzędziem w ułatwianiu sobie życia dzięki instagramowi? Takim hard dyin’ fanem cwelebryty, który zażąda od obsługi hotelu rabatu pod szantażem obsmarowania go wśród swojej internetowej publiczności? Dokładnie tym jest polityka, którą się dziś emocjonujemy.
Wybory do PE były dramatem nie ze względu na to kto wygrał, a to, jaka wizja służby publicznej przeważyła w oczekiwaniach społeczeństwa. Zamiast postawić na doświadczonych biurokratów pokroju Rosatiego wspólnie wysłaliśmy na salony komando składające się m.in. z Dominika Tarczyńskiego i Patryka Jakiego. Chłoporobotników, którzy niosąc na ustach słowa Leppera wejdą do parlamentu EU powtarzając „wersal się skończył”. Głosowaliśmy absolutnie wszyscy przeciw. Większość głosowała za pogłębianiem upośledzenia życiowego („zjadajmy bogatych!”) oraz kolektywnie przeciwko temu co było (zwolennicy PiS przeciw PO i vice versa, Wiosenni przeciw PiS i PO, Konfederacja przeciw wiosennym i całej reszcie komuchów, Sekta Razemicka niczym święta inkwizycja przeciw wszelkim innowiercom i Kukiz przeciw samemu sobie).
Kiedyś, gdy skończy się już ta rodzinna awantura i obrzucanie się porcelaną, którą pielęgnowaliśmy przez pokolenia, usiądziemy wszyscy razem nad potłuczonymi łupinami na podłodze. Mam nadzieję, że wtedy ktoś przypomni nam dlaczego w Japonii potłuczone wazy skleja się złotem. Takie rysy na postrzegane są wtedy jako wyjątkowy element ceramiki i podnoszą jej wartość. Nie tylko o wartość złota, ale również przez sentyment do sytuacji i ludzi, których te rysy przypominają. Czekam na złotnika, który poklei nas polityką racjonalną, opartą na nauce, odmitologizowaną, gwarantującą nadmiar wolności oraz przede wszystkim pełną szacunku dla odmiennego zdania. Złotnika, który będzie szukać kompromisu z wrogami.
Do czasu aż się nie pojawi nie jesteśmy warci tego, by żyć w normalnym kraju. Wszak politycy, którym dajemy legitymację w wyborach rekrutują się z nas i żaden statek z marsa ich nam tu nie podrzucił. Tak samo jak Nazistów, którzy byli Niemcami, co często ostatnio tu nad Wisłą ostatnio powtarzamy.
Ps. Głosowałem na Cimoszewicza. Żeby wkurzyć pisuarów, utrzeć nosa PO, wyśmiać (tym skądinąd kulturalnym intelektualistą) kanonicznego chłoporobotnika, który jak zawsze miał przewagę w wyborach oraz z nadzieją, że ten „stary komuch, co chce żydom oddawać ostatnią koszulę” (jak zwykło się go ostatnio w mediach niesłusznie nazywać) pokaże całej tej wielokolorowej lewicy w jaki sposób zwalcza się skrajności. Na pewno nie przez walkę o prawa LGBT czy sięganie po ostatniego prawdziwego komunistę w tym kraju, czyli Piotrka Ikonowicza (pozwalam sobie tu na zdrobnienie, bo jeszcze 25 lat temu z Piotrem byliśmy oficjalnie na ty, choć na starcie zaznaczyłem, że poglądowo to my się nigdy i za żadne skarby nie dogadamy). Ale tak szczerze mówiąc, to nie miałem tym razem żadnego kandydata, którego mógłbym poprzeć. Cimoszewicz był najmniejszym złem i przynajmniej udowodnił, że potrafi powiedzieć polakom mądrym po szkodzie, że trzeba było się ubezpieczać. Mam wrażenie, że niebawem będziemy mieli okazję to ponownie usłyszeć